Tym razem będzie o efektywności osobistej, stawianiu i realizowaniu celów. Zapraszam do przeczytania wywiadu z Marcinem Koniecznym, moim przyjacielem, Ironmanem. Marcin wystąpił ponad tydzień temu na Mistrzostwach Świata w triathlonie, w Kona na Hawajach. (Więcej tutaj: http://ironman.com). W swojej kategorii wiekowej (40-45 lat), zajął bardzo dobre, 19 miejsce.
Michał: Co zmieniło się od naszej rozmowy z września 2009? Wspominałeś wtedy o Hawajach, jako o marzeniu, tymczasem teraz masz ten start już za sobą.
Marcin Konieczny: Zakończył się pewien etap w moim sportowym życiu. Etap, który jest bardzo ważny, niedostępny dla wszystkich, odrobinę ekskluzywny. Po pierwsze ze względu na fundusze potrzebne do wystartowania w Kona. Po drugie, pokazujący, że trzeba mieć odrobinę talentu – wielu moich kolegów jest świadomych, że nie mają szans na kwalifikacje do Mistrzostw Świata. Po trzecie, jest związany z przełomem, który nazywa się osiągnięciem wieku dojrzałego, czyli 40 lat. Nie chcę wchodzić w dyskusje czy to mało czy dużo – dla mnie a w sam raz… ;) W każdym razie połączenie tych elementów fajnie się zgrywa. Od początku swojej triathlonowej przygody czułem, że mi się to uda. Stąd celem jest mistrzostwo świata a uczestnictwo w MŚ jest tylko etapem na drodze do tego celu.
Czy przygotowujesz się teraz inaczej? Co się zmieniło?
Jeśli chodzi o generalne podejście do treningu, to zmieniło się bardzo wiele. Przede wszystkim pojawił się trener, który dba o moje przygotowania. Pewnie sam bym przygotował się równie skutecznie (w końcu aktualna życiówka w Ironmanie jest sprzed okresu trenerskiego), ale za to nie muszę marnować czasu na myślenie o tym, co powinienem robić w następującym tygodniu. Nie martwię się już tym więcej, tylko realizuję plan przygotowany przez osobę, którą znam, której ufam, z którą mam świetne doświadczenia współpracy. Koncentruję się więc na trenowaniu. Tym bardziej, że jeśli chodzi o ilość czasu netto spędzanego na treningach, to jest ona zatrważająca. W okresie BPS (bezpośrednie przygotowanie startowe) jest to 25-30 godzin tygodniowo. Doliczając do tego pracę szkoleniową, tzw. „relacje rodzinne?, to trzeba dobrze to wszystko organizować. Dodatkowo pojawia się jednostka nietreningowa, ale bez niej nie byłoby ani trenowania ani wyników – regeneracja. Na szczęście może odbywać się ona równolegle do życia rodzinnego. Twierdzę, że rok 2012, dla mnie rok bez kontuzji, nie miałby miejsca bez tego elementu treningu. Podsumowując ? teraz wygląda to wszystko trochę bardziej profesjonalnie.
W jaki sposób dostać się na Mistrzostwa Świata? Jak Tobie to się udało?
Sposoby generalnie są dwa. Pierwszy to kwalifikacja sportowa ? czyli jedziesz na oficjalne zawody Ironman i awansujesz, jeśli uzyskujesz odpowiedni wynik. W mojej kategorii wiekowej w zawodach, w których startowałem było 15 wolnych miejsc dających awans ? za pierwsze 15 pozycji. Oczywiście czasami zdarza się, że osoba przed tobą nie odbierze swojego miejsca, więc nawet będąc 20 masz szansę pojechać. Ja miałem taką szanse po IM Klagenfurt w 2010, gdzie wolnych slotów było 7 a ja byłem 11-ty. Wiedziałem, że nie wszyscy przede mną będą chcieli jechać, ale mnie taka kwalifikacja nie interesowała. Jak jechać na MŚ to zasłużenie, a nie dlatego, ze ktoś inny rezygnuje. Drugi sposób, to wierność marce ? jeśli wystartujesz w 10 zawodach Ironman, to za wytrwałość dostajesz slota na Hawaje w roku, w którym jest twój dziesiąty IM. Poza tymi podstawowymi są jeszcze dwie możliwości, ale one już nic z bezpośrednią rywalizacją nie mają wspólnego. Można zostać wylosowanym, czyli składasz aplikację (tak, jak po zieloną kartę) i jeśli cię wylosują, to jedziesz. Ostatni to tzw. Corporate slots. Czyli płacisz grubą kasę za możliwość występu i nikogo nie interesuje czy trenujesz czy nie ? płacisz i jedziesz.
Co Cię zaskoczyło w Kona? Jakie to są zawody?
Zaskoczyło mnie przede wszystkim to, że legenda tych zawodów ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Miejsce, poziom trudności, atmosfera, poziom rywalizacji – to elementy, które powodują, że to jest mekka triathlonu. Zaskakuje też wszechobecność tych zawodów. Widzisz to już lecąc na Hawaje, spotykając w samolocie innych zawodników, którzy są ubrani np. w stroje sportowe, koszulki startowe. Na miejscu logo Ironman jest wszechobecne. Sklepy, restauracje, imprezy, stoiska z pamiątkami, zniżki dla startujących ? wszystko ologowane. Mimo ogromu imprezy i ilości w niej startujących zawodników, wszystko jest profesjonalnie przygotowane. Ja, jako zawodnik, nie doświadczyłem czekania na cokolwiek. Wszystko było na czas, na miejsce, bez czekania i frustracji. Mimo iż brałem już wcześniej udział w oficjalnych zawodach Ironman, to na Hawajach zaskakuje TŁUM. Tłum zawodników, tłum kibiców, tłum wystawców. I to wszystko na małej powierzchni ? mniej więcej ? Ursynowa, a właściwie nawet trzech przecznic ulicy KEN. ;)
Świetną rzeczą jest też parada narodów, coś a?la przemarsz ekip na olimpiadzie. Z Polski w tym roku było 6 zawodników.
Zająłeś 19 miejsce na świecie w swojej kategorii. Dla mnie brzmi to kosmicznie ? również biorąc pod uwagę, że pracujesz na pełen etat, prowadzisz szkolenia, sporo jeździsz po Polsce. Jak oceniasz ten wynik?
Im dalej jestem od tych zawodów, tym bardziej uznaję ten wynik za słaby. Słyszę wprawdzie, ze wszystkich stron, że wśród milionów osób, które mogłyby stanąć 13.10 do zawodów jest tylko 18, z którymi przegrałem, ale patrząc na to z perspektywy liczb rzeczywistych, to zarówno miejsce jak i czas są słabe. I nie jest to bynajmniej krygowanie się. Przed zawodami chciałem być w pierwszej dwudziestce. I w tym znaczeniu cel jest osiągnięty. Tylko czy nie był zbyt mało ambitny? Jednocześnie wiem, że tego dnia, przy tej formie nie dałbym rady nic więcej. To co się działo szczególnie na trasie biegowej ? skurcze, duży odcisk na stopie – powoduje, że ukończenie ich uznaję za swój osobisty sukces. Nie podejrzewałem siebie o taką wytrwałość i ilość ambicji w organizmie. Jednak jeszcze raz – moja ambicją jest być najlepszym – w kontekście tego celu 19 miejsce to kiepski rezultat. Praca na etat, szkolenia – to tylko wymówki, którymi, jeśli zacznę się posługiwać (chociaż trzeba to docenić – bo czasami jest ciężko), to w tym momencie powinienem przestać trenować. Jasną sprawą jest dla mnie, że jest już bardzo mało zawodów, gdzie będę wygrywał (stawał na pudle) w kategorii open. Dlatego ekscytuje mnie rywalizacja w grupach wiekowych. Ale wszyscy gdzieś pracujemy, każdy ma na głowie rodzinę i każdy, kto startuje żeby wygrywać wykonuje taką samą robotę. A startowanie dla ukończenia – to nie dla mnie.
O czym myślałeś na mecie, a jak o całym starcie myślisz dzisiaj, po kilku dniach?
Na mecie trudno się nie wkręcić w tę euforię, która rozpoczyna się juz na kilka dni przed startem. Euforię o tyle fajną, że pomieszaną ze strachem. Byłem naprawdę przerażony na 3 dni przed rozpoczęciem zawodów. Presja, jaką podświadomie sam na sobie wywierasz, bardzo trudne warunki pogodowe, podświadoma rywalizacja, a nawet samo przyglądanie się i porównywanie do innych zawodników (chudzi, lepszy sprzęt, bardziej przygotowani etc.) powodują, że ostatnie metry, to tak jakby ktoś otworzył w środku butelkę z szampanem. A zatem, przebiegając linię mety krzyczysz ? ukończyłem! Miałem kryzysy, miałem schodzić z trasy, ale nie dałem się i ukończyłem. Jestem świetny. Dopiero jak opada ci euforia, patrzysz na to z perspektywy i myślisz to co napisałem powyżej. Analizuję co mogłem zrobić lepiej, gdzie mocniej przycisnąć, jak inaczej się przygotować. Zawsze coś można zrobić lepiej.
Czy gdy pierwszy raz pomyślałeś ?wystartuję w zawodach Ironman?, to przeszło Ci przez myśl, żeby dojść do poziomu Mistrzostw Świata?
Pewnie jak pierwszy raz startowałem w triathlonie, to nie miałem pojęcia, ze coś takiego jak Kona istnieje. Ale potem, gdy tylko naczytałem się o MŚ, to raczej o tym marzyłem, a nie stawiałem sobie tego za cel. Teraz, patrząc na to z perspektywy tych kilku miesięcy, (już po nieudanych kwalifikacjach w Walii, gdzie miałem defekt roweru – złapałem gumę, a nie miałem zapasu, wiedziałem, że awans to tylko kwestia czasu). Wiem, że poziom MŚ to wypadkowa kilku rzeczy: celu, determinacji, dużej ilości pracy i konsekwencji oraz odrobiny talentu. To od strony zawodnika. Jeśli chodzi zaś o otoczenie, to dochodzi do tego tolerancja i wsparcie rodziny oraz sprzyjająca praca. Jeśli są spełnione te czynniki, to wiele osób może taki cel osiągnąć.
Co dalej? Jakie plany?
Teraz do końca października kompletny luz. I to pełny. Nie oznacza to braku treningów, bo trzeba wyhamowywać rozsądnie. Organizm przygotowany do wysiłku musi wygaszać się stopniowo, tak więc luźne treningi (3-4 w tygodniu). Tydzień po starcie, to wielkie żarcie. Wszystko, czego sobie odmawiałem przez cały rok, pochłaniam teraz w ilościach hurtowych. Od 1 listopada zaczynam dietę oczyszczającą, a od grudnia stopniowo będę się wdrażał w trening przygotowujący do sezonu 2013. Ten z kolei chciałbym poświęcić na życiówkę w maratonie oraz (chociaż muszę to jeszcze omówić z trenerem) start w Borównie na długim dystansie (taka powtórka z rozrywki z roku 2008).
Kiedy wracasz na Hawaje?
Wracam w 45 roku życia. Wtedy będę najmłodszym rocznikiem grupy wiekowej 45-49. A potem wracam 2022. Wtedy mam zamiar walczyć o złoty medal w swojej kategorii wiekowej.
Dzięki za rozmowę.
Dzięki