82. The 4-Hour Workweek, Tim Ferris – recenzja
Uff. Przemordowałem się. Przeczytałem. Pisałem o tej książce i jej autorze przy okazji listy ?19 blogów, które warto dodać do ulubionych?.
Moim głównym motywatorem w ostatnich dniach aby skończyć tą książkę była chęć rozpoczęcia Linchpin, Setha Godina, która czeka na mnie od dość dawna już. Wydaje się że to kiepski impuls do czytania i marna rekomendacja. Niemniej jednak, tak nie jest. To użyteczna lektura, dzięki niej odkryłem:
- Crowdspring ? niezwykle przydatny serwis służący do realizacji projektów graficznych tanim kosztem na zasadzie konkursów otwartych skierowanych do społeczności webowej. Pisałem o nim w teorii tutaj i w praktyce, tutaj.
- Stronę www.evernote.com ? którą używam do robienia notatek, przechowywania skanów paszportu, ubezpieczeń, etc. ? co przydaje się szczególnie podczas podróży.
- Nauczyłem się wprowadzić w praktyce opcję ?wyślij z opóźnieniem w Outlook?. To mała sztuczka, dostępna z menu programu, która powoduje, że napisaną wiadomość wysyłasz o określonej porze w danym dniu. Znasz na pewno zależność: więcej wysłanych maili = więcej maili otrzymanych = mamy mniej czasu na realną pracę. Proste i genialne. Nie oznacza to wcale odwlekania rzeczy, ale mam dni gdy wysyłam ponad 120 maili jednego dnia? opóźnienie bardzo się przydaje.
To dużo. To nawet bardzo dużo, jak na dowolną książkę, biorąc pod uwagę zaimplementowanie w życie wyżej wymienionego. Takich małych perełek, odnośników i nitek do dużych i małych pomysłów jest w dziele Ferrisa bez liku.
„The 4-Hour Workweek: Escape 9-5, Live Anywhere, and Join the New Rich” (dostępna w Polsce pod tytułem ?4-godzinny tydzień pracy?) występuje w dwóch wersjach: pierwotnej i rozszerzonej-uaktualnionej. Przeczytałem tą drugą. Ma dodatkowe 100 stron i komentarze od czytelników. Traktuje o zmianie polegającej na odejściu od chodzenia (wolę nazywać to chadzaniem ;)) do pracy ?na etat?, by w zamian zautomatyzować większość nieproduktywnych działań, wyeliminować rzeczy nieistotne, wyjechać do kraju o niskich kosztach życia i pracować zdalnie, bez przychodzenia do biura / pracy. To duży skrót, ale w uproszczeniu o to chodzi. Pracuj mądrze, zostań przedsiębiorcą w wydaniu ekstremalnym, zautomatyzowanym. W zamian będziesz miał dużo czasu i świętego spokoju. Czy to możliwe? W pojedynczych przypadkach na pewno tak. W większej ilości nie ? bo wtedy w wersji makro ogólny system gospodarczy by padł (choć raczej ?New rich? by po prostu nie wyżyli z takiej metody ;)). Po drugie ? niewielu jest śmiałków, którym się chce tego spróbować (podobnie jak ze swoją firmą, a tu mamy naprawdę opcję niestandardowego działania).
Książka do czytania jest nierówna i chwilami bardzo trudna w odbiorze dla mnie, jako że:
- Jest mega-przeładowana informacjami.
- Mimo powyższego skrótu, książka jest praktycznie o wszystkim, głównie o efektywności osobistej, będąc jednocześnie tytułem o zmianie filozoficznego podejścia do życia (pracy). Chwilami można odnieść wrażenie, że będąc o wszystkim, jest o niczym. Ale te chwile mijają dość szybko (o ile się na nich nie wykoleisz i nie odłożysz książki na półkę).
Czy to jest łatwa lektura? Nie, jest chwilami upierdliwa, a chwilami nieznośna z punktu widzenia absurdu niektórych porad i bezczelności i cwaniactwa autora. Ale ? jak to mówią ? lepiej wywoływać skrajne emocje, niż być przeciętnym. Tim Ferris przeciętny na pewno nie jest.
—
Jak wspomniałem, Tim Ferris prowadzi bloga: www.fourhourblog.com. To zarówno kopalnia inspiracji, jak i mistrzostwo marketingu osobistego / blogowania.
—
Walk the talk, to anglosaski frazes oznaczający ?robisz to co mówisz / wyznajesz?. Czyli jesteś spójny. Tim Ferris pisze o 4-godzinnym tygodniu pracy. Jak jest (może być?) naprawdę? Genialny wpis Penelope Trunk pt. ?5 Time management tricks I learned from years of hating Tim Ferris?. Dla fanów 4hrs workweek oraz tych, którzy przeczytali książkę ? lektura obowiązkowa.
– evernote – robiłem coś takiego przez konto pocztowe, ale skoro można prościej, chętnie spróbuję!
– zastanawiam się, do czego można wykorzystać opóźnione wysyłanie maili… zwykle chodzi przeciez o to, by odbiorca jak najszybciej dostał nasz list, prawda?
– przyznam, ze po powyzszej recenzji raczej nie zabiore sie do czytania, poprzestając na Twoich odkryciach :)
Opóźnione wysyłanie maili… to z jednej strony bardzo proste, z drugiej trochę zakręcone. Duża część mojej pracy to zarzadzanie projektami. Ale też wiele innych, mniejszych rzeczy, gdy jestem w kontakcie z wieloma osobami. Maile…piszę dosyć szybko. Ilość wysłanych maili ma bezpośredni wpływ na ilość otrzymanych maili… jeśli chcę spowolnić ich zalew w sprawach mniejszej wagi, to używam właśnie opóźnienia. Robię to dla ok. 5-10% maili. I życie jest trochę bardziej efektywne. Gdy zależy na jak najszybszym dotarciu – to jasne – nie używam tego.
Bardzo spodobała mi się wizja „ekstremalnego” przedsiębiorcy ;) Moim zdaniem – utopia, ale ja nie do końca wierzę w super-efektywność zdalnej pracy, niezależnie od miejsca zamieszkania.
@Agnieszka – bardzo fajnie podsumowane. Zdalna praca jest wyzwaniem i wszystko zależy od jej typu…oraz danego osobnika. Ja uczyłem się jej długo, ale i tak nadaje się najlepiej do prac własnych / koncepcyjnych / jasno zdefiniowanych. Tam gdzie trzeba interakcji… well… lepiej wrócić do biura.
[…] drugie, wywiad z Timem Ferrisem, autorem opisywanej tu jakiś czas temu książki o tym jak pracować mniej i mieć więcej. Tim napisał kontynuację, pod wszystko mówiącym tytułem: „The 4-Hour Body: An Uncommon […]