Jestem niekompatybilny z urządzeniem, jakim jest telefon komórkowy. Niekompatybilny mentalnie bardziej, niż funkcjonalnie, bo generalnie i daję radę z klikaniem, i orientuję się w bogactwie możliwości kreowanych przez różne app-ki, które można zainstalować na tych urządzeniach…
To, że się orientuję, nie oznacza, że ich używam. Telefon generalnie rzecz biorąc używam do dzwonienia (do tego przecież służy) i… tyle. Dzięki temu obecne urządzenie (IPhone 3G) mam już prawie 4 lata i wciąż działa (ładuję go raz na 3 dni). Nie mam, oczywiście, nic na przeciw wykorzystywaniu go w każdy inny, możliwy sposób. Wczorajsze obserwacje jednak zachwiały tę moją otwartość dość poważnie…
Do wniosku dotyczącego mojej niekompatybilności doszedłem wczoraj – raz jadąc autobusem do pracy, a drugi raz tramwajem do domu… Podczas obu tych około 10 minut podróży obserwowałem moich współtowarzyszy pod kątem ich zachowań kreowanych przez komórki właśnie.
Podróż pierwsza
Autobus jest pełen może w 75% – czyli jest dość ciasno. W moim otoczeniu (w promieniu najbliższych 3 metrów) naliczyć można 7 osób ze słuchawkami na uszach. Niektóre z nich mają słuchawki malutkie, inne wielkie jak spodki, obejmujące całe uszy. Osoby te zachowują się trochę jak jakieś zombi – generalnie rzecz biorąc nie kontaktują (zero kontaktu wzrokowego, nieobecne duchem, zamknięte w sobie, błądzą gdzieś myślami w swoim wnętrzu). Nie mam nic przeciwko słuchaniu muzyki – ale w grupie ludzi, w której różne osoby mają różne potrzeby warto byłoby móc nawiązać relację. A nawiązane takiej relacji z „osłuchawkowaną” osobą jest trudne. Ani poprosić o skasowanie biletu, ani przeprosić bo chce się wysiąść… Generalnie – robi się „hamówa”… Trzeba przepychać takie osoby, szturchać je, korzystać z komunikacji, hmmmm, mocno-niewerbalnej.
Podróż druga
Jest wieczór. W tramwaju jest może ze 30 osób. Słyszę co najmniej dwie rozmawiające przez komórkę. Od jednej, siedzącej około metr ode mnie dowiaduję się (mimo woli, oczywiście), że trzeba komuś kupić niestandardowy prezent na urodziny. Potem następuje litania pomysłów (od jazdy gokartem, przez przejażdżkę Lotusem po torze, po jazdę czołgiem na poligonie). Rozmowa trwa ze 7 minut i ciągle wałkowany jest ten sam temat głosem na tyle donośnym, że słyszą go zapewne wszyscy przypadkowi współpodróżni. W kącie tramwaju siedzi też młody mężczyzna i rozmawia o kampanii marketingowej jakiegoś swojego produktu… Jak tak słuchałem obu tych rozmów to pomyślałem sobie „kurna – gdzie ja jestem? Na poczcie w jakiejś telefonicznej rozmównicy, czy w tramwaju?”.
Konkluzja
Może jestem niekompatybilny z telefonem komórkowym, a może po prostu jestem dobrze wychowany? Sam nie wiem… Tak sobie myślę, że coraz więcej nacisku kładziemy na wykorzystywanie nowych technologii do poprawiania komfortu naszego życia, ale o czymś zapominamy. Ucieka nam, ludziom, to, że te nowinki mają też potencjał destrukcji przyjętych norm. Że, jeśli nie będziemy nad tym się zastanawiać, to każdego dnia, milimetr po milimetrze, mogą czynić jakiś negatywny wyłom w naszych zachowaniach.
… żeby nie było. Zdarza mi się rozmawiać przez telefon w środkach komunikacji publicznej. Staram się jednak tego nie robić jak nie muszę, a jak już muszę, to robię to dyskretnie i cicho.
… a muzyki słucham w sytuacjach, w których nikomu to nie przeszkadza.