W listopadzie 2012 zacząłem studia Executive MBA na SGH. Dość długo, bo kilka lat zastanawiałem się, czy podjąć się tego wyzwania. W decyzji o tym że jednak aplikuję pomogła mi rozmowa z bliską mi osobą i zdanie, że w życiu żałuje się zwykle tego, czego się nie zrobiło, nie tego, co się zrobiło (nawet jeśli nie jest super-udane). Postanowiłem zatem w tempie błyskawicznym (bo w sierpniu 2012 kończyła się rekrutacja…a był właśnie sierpień 2012), że aplikuję.
O ile decyzję o aplikowaniu podjąłem błyskawicznie, o tyle zagadnieniem wyboru „które MBA” miałem przerobione dość dokładnie dużo wcześniej. Po pierwsze odpowiedziałem sobie na pytanie: czy MBA za granicą, czy w Polsce. Różnice są znaczące, zasadnicze, ale też ważne z punktu widzenia finansów oraz tego, gdzie pracujesz i gdzie siebie widzisz w przyszłości.
Dla menedżerów korporacji międzynarodowych dużo ciekawszą będzie opcja studiów na najlepszych uczelniach za granicą, najlepiej w USA, lub Londynie, ewentualnie w Hiszpanii czy Francji. Pisze o tym szeroko mój kolega, Łukasz Garbowski, który skończył Harvard w trybie dziennym. Więcej na stronie www.omba.pl. Strona jednak nie działa, mam nadzieję że chwilowo, bo była doskonałym źródłem wiedzy o MBA.
Jeśli realizujesz / planujesz swoją karierę w strukturach korporacji, to wartość dobrego MBA za granicą jest wielokrotnie wyższa, niż wartość naszego. Jeśli jednak nie (a ja nie planuję ani korporacji, ani struktur, przynajmniej na dzisiaj ;)), to warto rozważyć nasze kursy. Drugi czynnik jest prozaiczny: pieniądze. Mieszkając w tym samym mieście w którym jest kurs w Polsce (czyli: mieszkam w Warszawie / studiuję w Warszawie), różnica w kosztach pomiędzy zaocznymi studiami Executive MBA tutaj, a w Londynie / USA jest x 10. Czyli 10 razy tyle, zakładając nie-głodowe warunki zakwaterowanie / wyżywienia w Londynie / USA. To wartość przybliżona, ale bliska realnej – policzyłem to rok temu dość dokładnie i właśnie tyle mi wyszło, biorąc pod uwagę czesne, przeloty na każde zajęcia, hotel, jedzenie, podręczniki… O ile najlepsze studia u nas kosztują ok. 60 000 – 70 000 PLN, to pomnożenie tej kwoty przez dziesięć pokazuje skalę dylematu. Czy też wyzwania.
Jeśli Polska – to pytanie „który kurs MBA?”. Tu podzielam zdanie wspominanego Łukasza Garbowskiego, który twierdzi że jeśli MBA u nas, to tylko i wyłącznie jeden z tych topowych. A to oznacza wybór pomiedzy 2-3, w porywie 4 programami. Nie będę wchodził tu w szczegóły, bo po to aby wydać wymierną opinię, trzeba by zaliczyć wszystkie kursy, a to jest niemożliwe. Napiszę co wpłynęło na moją decyzję:
- Opinia znajomych, którzy ukończyli wcześniej dany kurs
- Rankingi
- Dni otwarte
Jeśli planujesz tego typu studia, to warto dobrze przemyśleć co wybrać. Jako, że inwestycja czasowa jest duża, nie warto pakować się w byle co. Mnie, o tym, że nie warto wybrać Politechniki Warszawskiej przekonały dni otwarte. Nie chcę się pastwić, ale po wieczornej wizycie na Politechnice i jej dniach otwartych wyszedłem dość przygnębiony. Potwierdziły to relacje studentów, którzy przerzucili się w trakcie studiów na SGH, które wybrałem.
Pozytywną motywacją były dla mnie opinie innych studentów, którzy ukończyli MBA w poprzednich edycjach. Koniecznie porozmawiaj z nimi. Jeśli nie znasz nikogo – pójdź na zajęcia i porozmawiaj. Zobacz jak wyglądają zajęcia. Naprawdę warto. Mam może dziwną definicję dobrego programu, ale dla mnie dobry to taki, gdzie na egzaminach z poszczególnych przedmiotów część studentów po prostu nie zdaje. Pokazuje to, że szkoła podchodzi poważnie do tematu i że trzeba się napocić. A, że napocić się trzeba, nieziemsko… o tym będzie w kolejnych wpisach o tym co daje MBA. Bo to w sumie pytanie najważniejsze. Nie który MBA, ale po co…
Kolejny ważny element w procesie decyzyjnym to język. IMHO nie ma sensu podejmowania studiów, które nie są po angielsku i które co najmniej w dużej części nie są prowadzone przez obcokrajowców. Oczywiście o ile czujesz się swobodnie w angielskim. Kaleczony angielski w wykonaniu naszych rodzimych profesorów czasem męczy. Tych z płynnym jest jednak całkiem sporo, ale zupełnie dodatkowy wymiar dają native speakerzy, którzy poza językiem dają odmienną (bo nie-naszą, zagraniczną) perspektywę na zagadnienia, których uczą.
Co do rankingów – to co roku najpopularniejszy w Polsce publikują Perspektywy. Aktualny jest tutaj. Szukając programów najlepszych, poza podium bym nie wyszedł.
Jest jeszcze jedno kryterium, które dla mnie było krytyczne, a może oczywiste nie jest. To rozkład zajęć, czyli kiedy będziesz chodziła na zajęcia. Bezsprzecznie wygrała tu SGH. Zajęcia są tu co tydzień (tydzień w tydzień od listopada do stycznia za półtora roku), z wyłączeniem świąt i 6-tygodniowej przerwy na wakacje. Układ jest prosty: piątek 13-17 oraz sobota 9-17. Co tydzień. To bardzo intensywne (ale MBA powinien być intensywny), ale ma to dla mnie taką zaletę, że wpada się w rytm, który nie jest zakłócony przerwami i wyrwami w kalendarzu co jakiś czas. Nie wyobrażam sobie np. zajęć co kilkanaście dni, które trwają kilka dni. Nie pogodziłbym intensywnej pracy z zajęciami które co kilka tygodni wyrywają mnie na 4-5 dni. Zobacz jak pracujesz, zobacz na rozkład zajęć poszczególnych studiów. Jako, że ewentualnie piszesz się na coś, co trwa dobre ponad-12-miesięcy, to powinnaś znaleźć coś, co maksymalnie będzie odpowiadać Twoim preferencjom kalendarzowym oraz preferencjom Twojej pracy / pracodawcy.
Tyle, tytułem wstępu technicznego, dotyczącego wyboru studiów. O tym, co moim zdaniem daje MBA i co oznacza robienie tych studiów w praktyce – o tym wkrótce. Ewentualne pytania – piszcie, chętnie odpowiem.