Miniony weekend ? być może z racji porażających (mózg?) upałów ? obfitował w niecodzienne wydarzenia:
- polski ?artysta? dał upust swej kreatywności poprzez spalenie imitacji stodoły z Jedwabnego,
- na warszawskim pl. Piłsudskiego 96-cioro śmiałków zasymulowało załogę feralnego TU-154 i odśpiewało „w nim” hymn,
- odbyła się kolejna pielgrzymka (do Częstochowy, a jakże!) słuchaczy pewnego radia, które ?jest darem nieba i solidarnej współpracy dobrych rodaków na nasze czasy?,
- BP odetkało otwór, który z takim trudem udało się wcześniej nieco przytkać,
- podczas finałowego meczu mundialu Holendrzy z Hiszpanami zdawali się walczyć o jak największą liczbę żółtych (i jednej czerwonej) kartek.
W nawale tych wydarzeń pojawiły się gdzieniegdzie wzmianki o wstępnych wynikach tegorocznej rekrutacji na studia. I ja się nimi oczywiście zainteresowałym znacznie bardziej niż ww. wieściami. W końcu od wykształcenia dzisiejszych maturzystów zależy to, jak za kilka lat będzie wyglądał nasz rynek pracy, prawda?
Tytuły prasowe krzyczały o rekordowej w tym roku liczbie 45 kandydatów na jedno miejsce na studiach. Wszystko to na kierunku ekonomiczno-menedżerskim Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie na 50 miejsc zgłosiło się 2250 chętnych. Trochę dziwi mnie uzasadnienie tej popularności autorstwa pani rzecznik UW – że jest to spowodowane możliwością uzyskania po studiach dwóch dyplomów: Wydziału Nauk Ekonomicznych i Wydziału Zarządzania. Jakoś nie wyobrażam sobie pracodawcy, który spojrzałby na takiego podwójnego absolwenta w szczególny sposób. Gdyby to było połączenie prawa i ekonomii, albo kierunku technicznego z zarządzaniem, to rzeczywiście wartość dodaną można by stwierdzić, a tak – marketing w czystej postaci?
Tymczasem Rzeczpospolita donosi, że na lubelskim UMCS zanotowano zmniejszenie zainteresowania prawem i pedagogiką (wreszcie!!!), a przyrost zainteresowania ekonomią. Tutaj rekordy bije kierunek ?Finanse i rachunkowość? z 1,5 tys. chętnych, następnie ekonomia (1,14 tys. kandydatów), a dopiero potem psychologia (1,1 tys.) i prawo (1 tys.) Jeszcze kilka lat temu przerażał mnie fakt, że na pedagogice studiowało jednocześnie (wszystkich roczników) kilkaset tysięcy młodych ludzi. Tylko nieco mniej było zgłębiało tajniki zarządzania i marketingu, który to kierunek był chyba w każdej uczelni państwowej i prywatnej.
Życie Warszawy raportuje oblężenie uczelni stołecznych. Na UW najwięcej chętnych było na prawo: 4 tysiące, co daje 10 osób na miejsce. Nieco mniej na zarządzanie ? 3,5 tysiąca. Na Politechnice z kolei ponad 30 osób na miejsce zanotowano na inżynierię biomedyczną, automatykę i robotykę. Szczęśliwie brzmi dość przyszłościowo.
Kwestią dyskusyjną jest natomiast ? czy warto studiować górnictwo. Chyba coś w tym jest, skoro na kierunek ?górnictwo i geologia? Politechniki Śląskiej podania złożyło 650 osób (niecałe 2 na miejsce).
Podsumowując, dobrze że zachodzą pewne zmiany, zarówno w ofercie samych uczelni, jak i w umysłach maturzystów, którzy chyba coraz mniej kierują się owczym pędem (bo jak inaczej wyjaśnić choćby oblężenie kierunków pedagogicznych kilka lat temu?) czy chwilową modą (marketing i zarządzanie?). Z pewnością nadal uczelnie produkować będą masę prawników, ekonomistów, psychologów, trochę mniej dziennikarzy i lingwistów. Nie ma jeszcze zbyt wielu danych o popularności kierunków technicznych w tegorocznym naborze, ale pozostaje mieć nadzieję, że też i tam znajdą się chętni?
Czytając te punkty na samym początku, mam wrażenie że poza piłkarzami – ludziom upał do głowy uderza. Niestety, gdyby pogoda była inna, pewno podobne szopki też by się odbyły.
Marketing i zarządzanie – piękny kierunek. Ciekawe ilu absolwentów w odległości 5 lat od jego ukończenia zarządza czymkolwiek.
Pedagogika… no cóż, idzie chyba niż edukacyjny, nie wiem jak wyglądają dzisiejsze szkoły, czy ten zawód przypadkiem (w porównaniu z przed 20-30 laty) nie spadł mocno w prestiżu.
A swoją drogą – to mam niestety takie przeczucie – że najbardziej są oblegane te kierunki, które nie wymagają wielkiego wysiłku. Poza prawem może. Bo mimo wszystko – postawić obok siebie absolwentów psychologii, zarządzania i marketingu, pedagogiki…i porównać ich wysiłek do studentów np. politechniki – to mam wrażenie że to są dwa światy. Jako student ekonomii mieszkałem z ludźmi studiującymi na politechnice… i miałem wrażenie że moje studia są w 1/3 tak wymagające jak ich.
Chyba niegłupi pomysł miał rząd z zamawianymi kierunkami studiów… choć nie wiem jak to wychodzi w praktyce, wie ktoś?